ESDENT

Asystory jezdne są w gabinecie tak naturalną rzeczą, jak poranna kawa. Korzystamy z nich nie zastanawiając się nad ich zaletami i wadami, po prostu są – każdy je ma. Widzimy je na dziesiątkach projektów dostarczanych przez naszych klientów. Jednak co, jeśli ich użytkowość jest tylko powierzchowna?

Ostatnio mówiliśmy o: Część 2 z 7 - Gabinet nastawiony na pracę.

Czemu chcemy zastąpić asystory?

Żeby przedstawić nasze rozwiązania w gabinecie, zacznijmy od tego, dlaczego w ogóle są one potrzebne. Nie jest już tajemnicą, że proponujemy odejście od mobilności w przypadku asystorów, na rzecz dobrze zaplanowanej statycznej przestrzeni. A także wykorzystywanie tacki pod konsolą tylko do pracy solo. Stanowisko pracy powinno umożliwiać pracę praworęcznemu lekarzowi w pozycjach od 9 do 12 bez konieczności nienaturalnego sięgania, skręcenia lub nachylania ciała i podobnych mało wygodnych i niezdrowych pozycji. Natomiast w momencie odejścia od asystora jezdnego i ograniczenia użycia tacy pod konsolą, musimy znaleźć nowe rozwiązanie, które będzie funkcjonalne.

Rozbijamy mobilność na czynniki pierwsze

Mobilność mebli przy użyciu kółek to pozornie świetna rzecz, nawet w o wiele bardziej prozaicznych sytuacjach niż projektowanie gabinetu stomatologicznego. Weźmy za przykład pomieszczenia biurowe – szafki na kółkach można łatwo i szybko ustawić tam, gdzie są potrzebne. Ale w tym wypadku mobilna funkcja jest krótkotrwała – istnieje głównie po to, żeby tylko raz na jakiś czas dostosować urządzenie do stanu, w którym ma być przez większość czasu. Mobilność jest tu potrzebna tak jakbyśmy codziennie po pracy odstawiali biurko i fotel w kąt, żeby co rano ustawić je w docelowe miejsce.


Wiemy, że trochę inaczej sytuacja wygląda w gabinecie. Różne zabiegi, różne pozycje pracy wokół zagłówka i w końcu różne wymagania oraz przyzwyczajenia personelu - asystor faktycznie może być przesuwany cały czas i dostosowywany do różnych potrzeb. Ale czy to jest na pewno jego zaleta? Żeby spełniał swoją rolę musi być przestawiany. Tylko po co? Przecież unit stomatologiczny, czyli element najbardziej eksploatowany, stoi zawsze w jednym miejscu. Mobilność asystora jezdnego staje się problemem, gdy trzeba się przyzwyczajać do jego położenia, ingeruje w obszary obsługi pozostałych urządzeń, a do tego znajduje się na wysokości kolan, więc z reguły będzie z nimi kolidował. Do tego lekarz pracujący między godziną 9 a 12 i tak limituje możliwą lokalizację podręcznej przestrzeni roboczej (blatu asystora). Jeśli więc zbudujemy stanowisko, gdzie zdefiniujemy wymagane funkcje asystora, to jego mobilność tym bardziej traci sens.

 

Funkcje asystora w codziennej pracy

Jak wspominaliśmy asystor jezdny ma spełniać funkcję zarówno podręcznej przestrzeni roboczej jak i przechowywania. Przyjrzyjmy się więc obu.
Jeśli chodzi o przestrzeń roboczą – ona istnieje, ale jest dostępna w ograniczonym zakresie. Podstawowy problem to brak możliwości wsunięcia nóg pod taki asystor, a to z kolei ogranicza jego następne funkcjonalności. Trudno korzystać z przestrzeni roboczej, jeśli musimy przyjmować nienaturalną pozycję i przez blokowanie nóg sięgać dalej niż to potrzebne. Tak, można go ustawić z boku, ale po pierwsze to nadal wymusza niewygodny skręt ciała podczas sięgania zarówno lekarza i asysty, jak i uniemożliwia korzystania z niego na raz przez asystę i w razie pracy solo - przez lekarza.


Mówiąc o przechowywaniu – chcemy przecież mieć przestrzeń uporządkowaną i dostępną „pod ręką”. Natomiast asystor ustawiony blisko operatora, bo przecież chcemy mieć dobry dostęp do przestrzeni roboczej, uniemożliwia pełne i wygodne wysuwanie szuflad, więc dociera się do kompromisu – albo funkcja robocza albo przechowywania. Po drugie – czy przechowywane w asystorze to na pewno dobry pomysł? Znajduje się on w zasięgu bezwzględnego skażenia sprayem. Wszystkie ustawione na blacie elementy, takie jak lignina, wiertła czy mikrobrushe do bondingu będą skażone przy przyjęciu każdego jednego pacjenta. A co z elementami przechowywanymi wewnątrz asystora? Nie zmieniamy rękawiczek na nowe za każdym razem gdy sięgamy do jego szuflad, przez co zwiększamy ryzyko zakażeń krzyżowych. I z reguły nie mamy też hermetycznych szuflad, które ochronią przed areozolem. O ile nie mamy hermetycznych szuflad, a to nie jest rozwiązanie spotykane w asystorach jezdnych, to narażamy całe przechowywane wyposażenie na skażenie.


Czy to znaczy, że asystory jezdne to zło, którego powinniśmy się pozbyć za wszelką cenę? Niekoniecznie, ale można zrobić to inaczej i naszym zdaniem o wiele bardziej funkcjonalnie. Ale ale, przecież sami oferujemy asystor na kółkach! Przyznajemy się. Jest to asystor multimedialny TRON. I chociaż ma kółka to nie przechowujemy w nim niczego – jest przeznaczony do łatwego przemieszczania komputera i skanera wewnątrzustnego, więc z reguły będzie odsunięty od unitu i tutaj jego mobilność faktycznie ma sens. A do tego nie obija się o nogi.

Asystor to antybiotyk na grypę

Asystor jezdny funkcjonuje również trochę jak wytrych w wielu problemowych sytuacjach. Zmieścimy w nim np. kompozyty, znieczulenia czy materiały tymczasowe typu fleczer i materiały jednorazowe, ale nie wykonamy nimi zabiegu od A do Z. Dodatkowo pojawia się pytanie kto powinien kontrolować co znajduje się w szufladach asystora jeśli asystor jest wykorzystywany przez kilka zespołów dziennie? Asystor jezdny pojawia się tam, gdzie jest jakaś luka w funkcjonalności. Tylko, że po pierwsze z reguły jest źle dobranym rozwiązaniem, a po drugie sam produkuje kolejne problemy. Wiemy, asystor daje dużo możliwych funkcji, wiele zabezpieczeń „na wypadek gdyby”. Ale więcej nie znaczy lepiej. Słynne modernistyczne hasło „less is more” mówi o tym, że należy skupić się na funkcjonalności rozwiązań, a nie ich wielości.


Trochę podobna sytuacja występuje przy korzystaniu z tacki pod konsolą. Ma spełniać funkcję podręcznej przestrzeni roboczej, ale tak naprawdę jej podręczność jest niepełna. Problemy rodzi jej lokalizacja i to właściwie obojętnie jaka, chyba że pracujemy solo – tylko wtedy rozpatrujemy ją jako zasadny element. Jeśli chodzi o lokalizację – patrząc od strony zagłówka,  tackę możemy ustawić z lewej strony konsoli, z prawej i bezpośrednio pod nią. W pierwszym wariancie asysta ma do niej pełny dostęp, ale o wiele gorszy do narzędzi rotacyjnych. W drugim przypadku asysta już do niej nie sięgnie, przynajmniej nie w wygodny sposób. Natomiast trzeci wydaje się optymalnym rozwiązaniem, ale odsuwamy wtedy konsolę, więc instrumenty rotacyjne oddalają się i są znacznie wyżej. Sama wizja takiej podręcznej przestrzeni roboczej jest właściwa, ale w tym przypadku jej forma rodzi problemy.

 

 

Co musimy zmienić?

W takim razie co proponujemy? Zniknęły nam dwie przestrzenie – podręczna przestrzeń robocza i przestrzeń najbliższego przechowywania. W zamian należy znaleźć rozwiązanie, które nie tylko przejmie te funkcje, ale jednocześnie będzie pozbawione opisywanych wcześniej problematycznych cech.


Najważniejsza jest organizacja podręcznej przestrzeni roboczej i planowanie zabiegu. To tam będą przygotowane narzędzia do pracy, to z tego miejsca asysta będzie podawała lekarzowi materiały, albo w przypadku pracy solo to będzie miejsce „pod ręką” lekarza. Co to będzie? O tym w następnym artykule.


Drugą kwestią jest przechowywanie, czyli gdzie umieścić te wszystkie rzeczy, które wcześniej spoczywały w asystorach lub innych meblach? Albo czy w ogóle umieszczać je na stałe w gabinecie? Koncepcji jest kilka i będziemy je również przedstawiać w tej serii.


Na koniec pozostaje trzeci element, który musimy uzupełnić i jest nim nowa organizacja pracy. W końcu pojawią się rozwiązania, przy których poprzednie ciągi komunikacyjne czy nawyki mogą okazać się nieskuteczne. Ale obiecujemy, że z tym jest jak z wymarzonym samochodem – człowiek bardzo szybko przyzwyczaja się do dobrej zmiany.

Produkty, o których mówiliśmy w tym artykule znajdziecie u nas pod tymi linkami:
Asystor multimedialny TRON >

Następny artykuł: Gdzie sięgać, czyli o podręcznej przestrzeni roboczej - cz. 4 z 7

 

Udostępnij na:

Skontaktuj się z nami